piątek, 3 maja 2013

Krwawy

Namówiłam mamę przyjaciółki o oddanie mi pod opiekę jej piękne, głęboko czerwone (jak krew) koraliki rodowe. Pamiątka po jej babci (mamy przyjaciółki oczywiście). I tak oto trafiły w moje łapki. Prawie 300 sztuk błyszczących, fasetowych kuleczek, z delikatnym perłowym połyskiem przy dziurkach (pewnie jakieś pozostałości po ich prawdziwym wyglądzie). Oczywiście nie zrobiłam tego na bezczelna. Pani Mariola już część tych koralików przerobiła na kilka par kolczyków dla kobiet swojej rodziny i bransoletkę dla siebie. A ja zauważyłam w tym możliwość zrealizowania się z moim zapałem koralikowym :)

                              


Efekty tej szalonej pracy po weekendzie :)

A ponieważ, jak zwykle, każdy dłuższy wolny weekend spędzam w Trzcinnie, będę miała mnóstwo rzeczy do zabrania i wcale nie mam na myśli ubrań :P



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz