I stało się. Dzisiaj, w samo południe odebrałam wyniki egzaminu zawodowego na leśnika. ZDAŁAM!!! :) Leśniczyna/ leśniczka pełną gębą. A dlaczego leśniczyna/leśniczka? A no dlatego, że jako żona leśnika jestem leśniczyną, a jako wykształciuch w tym kierunku to leśniczka :)
Przepełnia mnie nieopisana radość :)
Szkoła w Goraju.
Zamek w Goraju robi za internat. W Masztelarni odbywają się zajęcia z przedmiotów zawodowych i mieści się tam też sala gimnastyczna. Sam budynek szkoły jest akurat mało urokliwy, ale okolica nadrabia za wszystkich :)
piątek, 30 sierpnia 2013
sobota, 27 lipca 2013
Urlop, urlop i po urlopie
Nieubłaganie zbliża się koniec urlopu. Od poniedziałku znów wczesne wstawanie i spędzanie ośmiu godzin przed kompem (nie dla rozrywki). Dobrze, że chociaż lubię moją pracę :)
Ostatni tydzień spedziłam u kochanych teściów w Trzcinnie, a ponieważ pogoda dopisała i byly niesamowite upaly, praktycznie nie wychodzilam z domu, no może tylko na chwilę, na krótki spacer w lesie lub w ogrodzie.
oraz oczywiście żabie trawnej, która postanowiła popełnić samobójstwo przez rozdeptanie wskakując mi do buta- oczywiście przeżyła, została tylko przetransportowana poza obręb ogrodu, po drodze wysłuchując tyrady na temat głupich pomysłów...
Ostatni tydzień spedziłam u kochanych teściów w Trzcinnie, a ponieważ pogoda dopisała i byly niesamowite upaly, praktycznie nie wychodzilam z domu, no może tylko na chwilę, na krótki spacer w lesie lub w ogrodzie.
W trakcie szalonych porządków i umilenia sobie pobytu przy ognisku, teście wynieśli starą kanapę do ogrodu. Nie tylko czlowiekom przypadła ona do gustu, bowiem upatrzyły ją sobie pszczoły.
Jest ich tam tak dużo, że gdy się koło niej stoi, ma się wrażenie, że cała kanapa wibruje, nawet powietrze wokół. Widać jak z różnych miejsc wylatują pszczoły, w znanym tylko sobie kierunku. Oczywiście kilka z nich można znaleźć na zeszłorocznej pietruszce, która w tej chwili intensywnie kwitnie i na koprze, oraz wszystkich kwiatach w ogrodzie. Ale mnie i moje dwie ciekawskie towarzyszki (7-letnia Ola i 9-letnia Patrycja, bratanice męża) interesowało centrum życia tych pracowitych i jakże pożytecznych owadów. Nie lubię miodu, ale mam nadzieję, że uda się podebrać na jesień chociaż troszeczkę, żeby go spróbować.
Pszczoły nie były moim jedynym obiektem zainteresowania. Praktycznie wszystko co owadzie przyciągało moją uwagę. Niestety w tym roku nie upolowałam żadnej ważki, ale udało się cyknąć fotkę:
rusałce admirałowi
kwietnicy różówce
oraz oczywiście żabie trawnej, która postanowiła popełnić samobójstwo przez rozdeptanie wskakując mi do buta- oczywiście przeżyła, została tylko przetransportowana poza obręb ogrodu, po drodze wysłuchując tyrady na temat głupich pomysłów...
piątek, 19 lipca 2013
Kwiatowy ogród
Jestem z siebie dumna! Znów mój talent do ratowania kwiatów "nie do odratowania" dał o sobie znać :)
Oto pierwszy storczyk, który zakwitł zamiast zwiędnąć. Biorąc pod uwagę moje poprzednie porażki z próbą hodowania tego pięknego kwiata, tym razem dalam czadu. Wychodzi na to, że nie mogę kupować dorodnych, zdrowych i przede wszystkim kwitnących roślin, bo szybko odchodzą w zapomnienie. Za to dawanie szansy tym, ktore są spisane na straty jest najlepszą rzeczą, jaką mogę dla nich zrobić. A potem tak wspaniale się odwdzięczają. Czekam z niecierpliwością, aż drugi zakwitnie, bo nawet nie wiem jakiego koloru ma kwiaty. Na razie odbija sobie produkcją nowych liści i korzeni.
Jestem też przeszczęśliwa, ponieważ od kwietnia niezmiennie i z wielkim upodobaniem kwitnie sobie moja chluba- hoja. Nieprzerwanie produkuje coraz to nowsze baldachimy bladoróżowych, soczystych kwiatków, tak, że ciągle mam conajmniej trzy, cieszące oczy kwiatostany. Niestety, moja hojka ma jeden minus- nie pachnie i nie wiem dlaczego. A tyle się nasłuchałam o intensywności jej zapachu.
Oto pierwszy storczyk, który zakwitł zamiast zwiędnąć. Biorąc pod uwagę moje poprzednie porażki z próbą hodowania tego pięknego kwiata, tym razem dalam czadu. Wychodzi na to, że nie mogę kupować dorodnych, zdrowych i przede wszystkim kwitnących roślin, bo szybko odchodzą w zapomnienie. Za to dawanie szansy tym, ktore są spisane na straty jest najlepszą rzeczą, jaką mogę dla nich zrobić. A potem tak wspaniale się odwdzięczają. Czekam z niecierpliwością, aż drugi zakwitnie, bo nawet nie wiem jakiego koloru ma kwiaty. Na razie odbija sobie produkcją nowych liści i korzeni.
Jestem też przeszczęśliwa, ponieważ od kwietnia niezmiennie i z wielkim upodobaniem kwitnie sobie moja chluba- hoja. Nieprzerwanie produkuje coraz to nowsze baldachimy bladoróżowych, soczystych kwiatków, tak, że ciągle mam conajmniej trzy, cieszące oczy kwiatostany. Niestety, moja hojka ma jeden minus- nie pachnie i nie wiem dlaczego. A tyle się nasłuchałam o intensywności jej zapachu.
sobota, 22 czerwca 2013
Kule, kulki, kuleczki
Idąc za ciosem i stosując prawo serii wykombinowałam jeszcze trzy pary Beaded Balls w kolorach: czarno-biały, błekitny i pomarańczowo-czerwony. Wykorzystałam szklane koraliki bicon (błękitne) i oliwki (czarne i pomarańczowe) oraz Toho 11/0. Postanowiłam je nazwać:
Gwieździsta Noc
Ognisty Zachód.
BlueSky (w uszach nowej włascicielki)
Gwieździsta Noc
Ognisty Zachód.
piątek, 21 czerwca 2013
Koteczkowo
I zostałam ciocią... ponownie :) Łatka przyjaciółki powiła dzisiaj maluszki, na razie trzy, a poród w trakcie. Uwielbiam takie momenty. Pamiętam jak dziś, kiedy trzy lata temu moja śliczna ruda Freyka machnęła radosną czwóreczkę. Zrobiła to w trochę tragicznym momencie, bo w dniu śmierci mojego Taty (teraz wiem dokładnie co to znaczy "mieszane uczucia"), ale myślę, że dzięki temu miałam siły stawić czoło rzeczywistości.
Freya na tydzień przed porodem
A wracając do maluszków. Takiej bandy nikomu nie polecam, ale jednocześnie nie zamieniłabym jej za nic w świecie. Tęskno mi do mojej ślicznej trójkolorowej Frigg (obecnie Luna), i łobuzów Lokiego, Baldura (Baldi) i Odyna (Odi). Te dwa miesiące wspólnego życia było niesamowite. Maluchy chodziły wszędzie za mną, robiłam im za drzewo (ciągle się wspinały po moich nogach) i za łóżko (jak spać to tylko na mnie :)). Przez ich szaleństwa ucierpiały dwa karnisze i wszystkie firany, tapety, oparcie od kanapy, moje i ich mamuśki nerwy. Za to okazało się że wujkowie Freyr i Moras spisali się na medal, bo nauczyli maluchy korzystać z kuwety, polować (biedne pająki) i przede wszystkim jak być Prawdziwym Kotem (rządź i się nie dziel :P)

Z wujkiem Fredem (myje Lokiego), tu mają 7 tygodni i wyglądają słodko, ale to tylko pozory. Tylko wujek Moras był w stanie nad nimi zapanować.
Freya na tydzień przed porodem

Łobuzy maja już 4 dni i jeszcze nic nie zapowiada, że to wysłańcy piekieł

Z wujkiem Fredem (myje Lokiego), tu mają 7 tygodni i wyglądają słodko, ale to tylko pozory. Tylko wujek Moras był w stanie nad nimi zapanować.
środa, 5 czerwca 2013
środa, 22 maja 2013
Noc Kairu
Dlaczego jak coś sobie umyślę, to wychodzi mi coś innego? Mam jakiś problem z realizowaniem wcześniejszych pomysłów, bo co się za coś wezmę, zaraz zmieniam kierunek działania.
Przy okazji zastanowiło mnie pochodzenie kamienia i udało mi się znaleźć taki krótki opis na stronie www.marmad.pl:
"NOC KAIRU - zwany kamieniem czarnoksiężników lub kamieniem nocy. Jest to kamień syntetyczny - onyks ze sztucznie nałożoną mieniącą się poświatą. Kamień ten chroni przed złą sławą i pomówieniami. Przed pierwszym założeniem należy go oczyścić, (opłukać pod bieżącą wodą i osuszyć) usuwając w ten sposób negatywną i niepożądaną energię. Wprowadza spokój i harmonię w nasze życie. Wskazany dla ludzi lubiących nocny tryb życia."
piątek, 3 maja 2013
Krwawy
Efekty tej szalonej pracy po weekendzie :)
A ponieważ, jak zwykle, każdy dłuższy wolny weekend spędzam w Trzcinnie, będę miała mnóstwo rzeczy do zabrania i wcale nie mam na myśli ubrań :P
sobota, 27 kwietnia 2013
Złoty brąz
czwartek, 18 kwietnia 2013
Prawie zielono mi...
Zamówienie opiewało na kolczyki w wersji zielono- czarnej, a ponieważ już trafiły do nowej właścicielki, pochwalę się kolejnym dziełem :) Do ich wykonania użyłam chińskiego czarnego sznurka i zielonego Pegi. Centrum to plastikowy, fasetowy koralik. Użyłam także kryształowych, fasetowych kulek 4mm, kolor crystal i Toho 11/0 Transparent Grass Green, oraz marmurowych zielonych kulek 8mm
Na ukończenie też czeka urodzinowy prezent dla Idy (kuzynki męża)- bransoletka szydełkowo- koralikowa. No i może z rozpędu machnę lariat?
środa, 3 kwietnia 2013
Po świętach
Jak to się mówi: święta, święta i po świętach :)
A święta pracowite były i nie tylko pod kątem chłonąco- trawiącym ;)

Z silnym poczuciem obowiązku przystąpiłam do zwiększenia swojej kolekcji biżuterii hand-made, choć głównie ograniczyłam się do bransoletek wykonanych metodą szydełkowo- koralikową. Trzy zwykłe i jeden splot turecki. Jednakże turka jeszcze nie wykończyłam, więc później się pochwalę :) a na zielono- niebieskiej z 11/0 i 8/0 łapki położyła Teściowa, to i szybko się z nią pożegnałam (z bransoletką, nie Teściową :P).
A w ogóle, co to byłby za pobyt w Trzcinnie, gdyby coś się nie stało. A stało się, oczywiście z udziałem sierściuchów, bo te chyba by się prędzej pochorowały niż coś nie wywinęły. Słodka Lolitka (kocica Teściów) postanowiła się dokarmić (bo świąteczne żarełko to za mało dla tak boskiej przedstawicielki rodu Felis) i upolowała sobie ptactwo. W sumie to ptaszynę. Mini ptaszynę. Przytargała żywego ćwirka do domu i na schodach próbowała oskubać maleństwo z piórek. Ale robiła to tak głośno, że najnormalniej w świecie przeszkodziłam w tym sadystycznym procesie. I tak kolejna istota została ocalona przed śmiercią w paszczy polskiej wersji tygrysa. Pełzacz leśny przeżył, przez noc nabrał sił i na Lany Poniedziałek został zwrócony swojemu naturalnemu środowisku. A Lolka strzeliła focha.
A święta pracowite były i nie tylko pod kątem chłonąco- trawiącym ;)
Ciężko też walczyłam z igłą i sznurkami sutasz tworząc kolczyki w kolorze zielono- czarnym oraz próbując ukończyć bransoletkę w podobnym zestawieniu kolorystycznym. Jak na razie wszystko w częściach i na etapie radosnej twórczości, ale już niedługo zakończę oba projekty. A kolejne czekają na realizację. Ach, gdyby tylko więcej wolnego czasu mieć, to bym tylko siedziała i szyła i szyła i poznawała inne techniki tworzenia biżuterii... Jak na razie z tego całego szału sutaszowego powstały dwie pary kolczyków, z czego jedna para (czarne kolczyki) znalazły właścicielkę w Gdańsku. Mam nadzieję, że spełniły oczekiwania, ponieważ były moją pierwszą produkcją i samodzielnym pomysłem. Oraz naszyjnik w kolorze zielono-niebieskim, który z kolei trafił do koleżanki z pracy w ramach wymiany naszyjnik za naszyjnik.
Żałuję tylko, że nie udało mi się zrobić "sicznemu taszkowi" zdjęcia an face. Gdyby spojrzenia mordowały, to, które posłało mi to puchate maleństwo siałoby pogrom :)
sobota, 30 marca 2013
sobota, 23 marca 2013
Mój pierwszy wpis :)
Witam wszystkich serdecznie :)
Założyłam ten blog, aby móc dzielić się swoimi małymi radościami jakie trafiają się w moim życiu, o moich zainteresowaniach i również miłościach (wspomnianym wcześniej lesie i kotach) i czasem mężu :P
Parę słów o mnie:
Jestem rodowitą poznanianką, kochającą swoje rodzinne miasto i spędzającą w nim większość czasu. Jest to związane z miejscem zamieszkania i pracy. Ale swoje serce mam podzielone na pół. Kocham Trzcinno- jest to osada leśna w Puszczy Nadnoteckiej, gdzie mieszkają moi wspaniali Teście (nie ma tu żadnej ironii), gdzie staram się spędzać każdą możliwą chwilę. Jedyne miejsce gdzie prawdziwie odpoczywam od wszystkiego.
Z wykształcenia pracownik socjalny na etapie zmiany zawodu na leśnika, pracujący w urzędzie.
Moras
Jestem właścicielką (bądź współwłaścicielką biorąc pod uwagę wspólnotę małżeńską) trzech kotów: 8-letniego białego w szare, pręgowane łaty Morasa (tak na prawdę ma na imię Muchomorek, ale krócej się wrzeszczy Moras) i rudo- białego rodzeństwa: Freyi i Freda. Co do własności, czasami mam wrażenie, że to ja im podlegam, bo w końcu bardziej zachowują się jak państwo na włościach niż normalne zwierzaki. Co w niczym mi nie przeszkadza oczywiście i z uwielbieniem poddaję się ich codziennym testom wierności, rozpieszczania, wytrzymałości i pełnienia roli mobilnego biologicznego kaloryfera z funkcją karmienia, ogarniania kuwety, wpuszczania do lub wypuszczania z domu (nawet kilka razy na minutę) i głaskania (szczególnie o 3 nad ranem kiedy kot wrócił z dworu, a tam padało- Fred zawsze musi się na to poskarżyć, ale oczywiście nie przeszkadza mu to spędzania na deszczu kilku godzin, dopóki futro dokumentnie nie przemoknie, a potem hyc do nagrzanego, cieplutkiego łóżeczka, najlepiej pod kołderkę). Ech...
Trochę ogólnie, miejscami bardziej szczegółowo.
Zapraszam do odwiedzania i życzę miłej lektury :)
Założyłam ten blog, aby móc dzielić się swoimi małymi radościami jakie trafiają się w moim życiu, o moich zainteresowaniach i również miłościach (wspomnianym wcześniej lesie i kotach) i czasem mężu :P
Parę słów o mnie:
Jestem rodowitą poznanianką, kochającą swoje rodzinne miasto i spędzającą w nim większość czasu. Jest to związane z miejscem zamieszkania i pracy. Ale swoje serce mam podzielone na pół. Kocham Trzcinno- jest to osada leśna w Puszczy Nadnoteckiej, gdzie mieszkają moi wspaniali Teście (nie ma tu żadnej ironii), gdzie staram się spędzać każdą możliwą chwilę. Jedyne miejsce gdzie prawdziwie odpoczywam od wszystkiego.
Z wykształcenia pracownik socjalny na etapie zmiany zawodu na leśnika, pracujący w urzędzie.
Moras
Lubuję się też we wszelkiej maści owadach i innych żyjątkach, szczególnie leśnych. W sumie krócej by było napisać: kocham naturę we wszelkich jej przejawach :) Stąd też nazwa blogu, kompilacja mojego imienia i nazwy łacińskiej lipy :) Z lasem mam wiele wspaniałych i mniej przyjemnych wspomnień związanych ze spotykaniem ich naturalnych mieszkańców. Ale to przy okazji.
Z wielkim umiłowaniem hoduję też roślinki, a moją największą dumą jest hoja, która na dniach zakwitnie po 6 latach bycia u mnie. Uwielbiam też storczyki, ale niestety do nich nie mam szczęścia i z uporem maniaka wszystkie mi schodzą w jakiś tragiczny sposób. Jestem w trakcie kolejnej próby uchowania jednego z nich. Jak na razie jest u mnie tydzień i nie przejawia żadnej tendencji do usychania/gnicia/zachodzenia nalotem/ spadania z półki w niewyjaśniony sposób/ po prostu umarcia z nieznanych przyczyn*
*niepotrzebne skreślić
Dodatkowo moim hobby jest wyrabianie biżuterii metodą haftu sutaszu i powoli wprowadzam do tego szeroko rozumiany beading :) Ponieważ dopiero raczkuję w obu tych dziedzinach, nie za wiele mam swojej twórczości do zaprezentowania.
Lubię też książki, szczególnie fantasy, a ulubiony autor to Terry Pratchett i jego Świat Dysku i Andre Norton.
Mam kilka ulubionych filmów, głównie w tematyce fantasy i katastroficznej, ale nie będę bawić się w wymienianie tytułów. Programów telewizyjnych brak, bo brak samego odbiornika TV, czego nie żałuję a wręcz dobrze mi z tym od przeszło dekady.Zapraszam do odwiedzania i życzę miłej lektury :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)